sobota, 14 grudnia 2013

Epilog. "Śmierć była zbyt słaba, by rozłączyć ich miłość"


 "Wróciłem do Ciebie, stoję tu jak dawniej, 
Chciałbym Cię przytulić, Kocham Ciebie Skarbie.
Śmierć zabrała mnie, lecz moja dusza pozostała, 
Obiecałem Ci, że nigdy nie zostaniesz sama !
To uczucie było zawsze silniejsze od śmierci 
Nikt nie rozerwie tej więzi!"


Nie mogła usiedzieć na miejscu. Przechadzała się z jednego końca korytarza na drugi, a operacja co raz bardziej się dłużyła. Co chwilę spoglądała w stronę drzwi prowadzących na blok operacyjny z nadzieją, że w końcu ujrzy w nich lekarza. Pielęgniarki zaproponowały jej nawet podanie środków uspokajających. Nigdy nie widziała kadry w aż takiej rozsypce. Morgenstern pił trzecią puszkę redbulla twierdząc, że go odstresowuje, Kofler tępym wzrokiem lustrował ścianę,a Loitzl po raz setny sprawdzał, czy płytki są równo ułożone. Fettner znów gdzieś zniknął. Nie chciał dać spokoju chirurgowi, odkąd ten wyszedł z sali operacyjnej i wciąż wypytywał o stan kolegi. Zwykle spokojny i zrównoważony Pointner uderzył dłonią w zasłoniętą szybę, za którą odbywał się zabieg. Tak mijały kolejne minuty przepełnione nadzieją i bezczynnością. Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że momentalnie się odwróciła. Oczy wszystkich były zwrócone na siwiejącego mężczyznę, który ściągał z twarzy maskę ochronną. Fakt, że jak do tej pory się nie odezwał, wzbudził w niej jeszcze większy niepokój.
 - Co z nim, panie doktorze ? 
Chwila prawdy, której obawiała się chyba najbardziej. Starała się odczytać cokolwiek z miny lekarza, która nie wskazywała na nic dobrego. 
- Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, przykro mi. 
- Niee ! - pewnie nikt nie spodziewał się, że drobna istota może aż tak głośno krzyczeć. Przepełniona złością, usiadła przy ścianie i schowała twarz w dłoniach. Nic do niej nie dochodziło... Płakała niczym małe dziecko pozbawione ulubionej zabawki. Doskonale wiedziała jak wszystko się potoczy... Jednak w tej chwili nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez skoczka. Histeryczny płacz pozbawił ją sił. Przypomniała sobie o istotnej sprawie- obiecała mu, że będzie silna. Otarła twarz chusteczką i z pomocą Thomasa podniosła się z podłogi.
 - Mogę tam wejść ? - zapytała łamiącym się głosem starając zapanować nad kumulującymi się emocjami.
 - Lepiej nie... - trener kadry objął ją ramieniem. 
Popatrzyła błagalnie na lekarza. Uległ jej prośbom i wpuścił ją na salę. Leżał jak gdyby pogrążony w śnie, z którego powinien za chwilę się wybudzić. Cera bledsza niż zwykle, sine usta, szczelnie zamknięte oczy.Uścisnęła lodowatą dłoń blondyna,a po jej policzku znów spłynęły łzy. Patrząc na jego bezwładne ciało, ogarnęła ją fala wspomnień. Tych dobrych, których przed przyjazdem tu nie miała zbyt wiele. 
- Gregor - wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- To chyba trochę niezręczne. Przedstawiać się komuś, kto doskonale zna cię ze skoczni. Alexandra.
- Może troszkę - wciąż był spięty - ty też kiedyś skakałaś, prawda ?
Doskonale pamiętała dzień, w którym go poznała. Poznała i znienawidziła, ponieważ od razu wspomniał o przeszłości. Chciała jak najszybciej stracić go z oczu. Teraz zrobiłaby wszystko, by móc mieć go przy sobie. 
- Pomogę ci wrócić... - wyszeptał tuż nad jej uchem. 
- A ja ? Co powinnam zrobić w zamian ?
- Po prostu bądź.
- Już na zawsze ?
- Na zawsze.
Później ten jeden moment, w którym stał się najbliższą mężczyzną jej sercu. Szkoda, że 'na zawsze' trwało tak krótko. Może po prostu nie zasługiwała na jego miłość ? Był ideałem, najlepszym skoczkiem na świecie, a ona ? Głupią dziewczyną bez ambicji, która potrafiła jedynie pić, palić i dobrze się bawić. Nie chciała do tego wracać.
Straciła poczucie czasu. Przyszedł po nią zaniepokojony Andreas, który sam ledwo powstrzymywał łzy. Na korytarzu bez żadnego słowa wyjaśnienia wręczył jej białą kopertę. Wspomniał tylko, że powinien oddać ją dopiero po pogrzebie, ale jakaś wewnętrzna siła nie pozwalała przytrzymywać mu jej dłużej. Usiadła na seledynowym krześle, po czym wyciągnęła kartkę. 
"Nie żałuję swojej decyzji. Siedząc tu, prowadząc po pierwszej serii i czekając na skok, czuję się spełniony. Jeśli się uda, medal jest twój. Jeszcze raz dziękuję. Za to, że byłaś. Pamiętaj, co mi obiecałaś. Kocham Cie."
Gregor
  ~Rok później~

 Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym. Falun. 
Historia zatacza koło. Od jego śmierci minął zaledwie rok, ale Alex zdążyła już wejść do światowej czołówki. Tym razem to ona prowadziła po pierwszej serii. Zmieniła obywatelstwo i reprezentowała Austrię. Na sygnał trenera, odepchnęła się od belki startowej i ruszyła po rozbiegu. Na początku musiała delikatnie skorygować lot, ale w końcowej fazie wszystko poszło idealnie. Wylądowała kilka metrów za punktem konstrukcyjnym. Kiedy obok jej nazwiska pojawiła się jedynka, instynktownie popatrzyła na niebo.
- Tym razem to ja wygrywam dla ciebie... - szepnęła, po czym została stratowana przez tłum uradowanych koleżanek. 

~*~
Dziękuję. :)
Wszystkim, którzy kiedykolwiek tu zaglądnęli. Za każde wyświetlenie, każdy komentarz. 
Szczerze mówiąc, jestem zadowolona z tego epilogu. Czego nie mogę powiedzieć o całym opowiadaniu. ;) Chyba wszyscy wiedzieli, jakie będzie zakończenie. 
Tak jak planowałam, wyrobiłam się do 14 grudnia. Dlaczego ? Właśnie wtedy zaczęłam przygodę z pisaniem. Dokładnie rok temu, w piątek, na cholernie nudnej ostatniej lekcji, wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam prolog do swojej pierwszej historii. Zaczynałam od piłkarskich opowiadań. Najpierw Cristiano Ronaldo, następnie Alvaro Morata. Któregoś dnia trafiłam na tego bloga: http://oliwka-i-skoczkowie.blog.onet.pl/. To właśnie on zainspirował mnie do napisania czegoś skocznego. 
 Nie mam zamiaru się żegnać, bo...
Zamierzam wystartować z nową historią ;) Tym razem mieszanka polsko-niemiecka z domieszką Austrii. W innych klimatach, bo pisanie smutnych historii chyba mi nie leży :/ 
Link powinien pojawić się tu za tydzień, tuż przed świętami. 
Pozdrawiam <3 

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 5. "Po raz ostatni ścisnęła mocniej jego dłoń, po raz ostatni spojrzała w czekoladowe tęczówki, po raz ostatni posmakowała jego ust..."


Kadra Austriaków godzinę przed konkursem udała się na oficjalne treningi. Wszyscy prócz Schlierenzauera,który zmierzał do lokalnego. Tym razem nie sam. Towarzyszyła mu Alex, która zajmowała siedzenie pasażera. Odkąd o wszystkim jej powiedział, czuł się jakoś lepiej, zrobiło mu się lżej.Gdy trafili do wyznaczonego miejsca, zaparkował samochód, po czym oboje ruszyli w kierunku szpitalnych drzwi. Dziewczyna stresowała się wynikami badań o wiele bardziej niż sam skoczek. Bała się, że jemu również się to udzieli, więc wolała po prostu się nie odzywać. Szli wzdłuż charakterystycznie oświetlonego, pustego korytarza. Co jakiś czas mijali pielęgniarki, które zalotnie trzepotały rzęsami na widok obecnego lidera Pucharu Świata. Jednak po napotkaniu karcącego spojrzenia brunetki idącej obok niego, niechętnie odwracały wzrok w drugą stronę. Bez problemu dotarli na oddział kardiologiczny.Po raz ostatni ścisnęła mocniej jego dłoń, po raz ostatni spojrzała w czekoladowe tęczówki, po raz ostatni posmakowała jego ust... 
- Będzie dobrze... - szepnęła, choć sama dobrze wiedziała, że te puste słowa nie mają najmniejszego sensu. Najwyraźniej próbowała uspokoić siebie, bo chłopak już dawno pogodził się z przyszłością. 
- Dobrze wiesz, że nie będzie - gorzko się uśmiechnął - Obiecaj, że jeśli wygram, wrócisz do skoków. A, gdy usiądziesz w końcu na belce startowej, wiedz, że zawsze będę przy tobie. Tylko po drugiej stronie. Bądź silna. 
Zapukał delikatnie w białe drzwi, za którymi znajdował się gabinet lekarza. Za zleceniem doktora Wernera miał przeanalizować wyniki badań i w razie potrzeby zatrzymać skoczka na oddziale:
- Na pana miejscu, w takim stanie nigdy nie poszedłbym na skocznię. Jednak nie mogę zabronić, ponieważ nie jest aż tak fatalnie. 
- Czyli mogę już wyjść ? - zapytał lekceważąco. Spotkanie z doktorem było dla niego jedynie formalnością. 
-  Naprawdę jesteś aż taki głupi ?! - zrezygnował z jakichkolwiek form grzecznościowych - To duży stres, wysiłek. Twoje serce może tego nie wytrzymać. 
- I tak już niezbyt długo wytrzyma. Dziękuję za konsultację, do widzenia. 
Mężczyzna w białym kitlu odprowadzał go wzrokiem z nadzieją, że jeszcze zmieni decyzję. Nic takiego się nie stało. Bez skrupułów karcił w myślach młodzieńca, choć musiał stwierdził, że trochę mu zaimponował. Być może uporem i ambicją, która od niego emanowała. Momentalnie posmutniał, gdy uświadomił sobie, że ktoś taki wkrótce odejdzie z tego świata. Nie miał żadnych optymistycznych opcji, uważał, że jeśli dojdzie do operacji, ta również się nie powiedzie. Znajomi raczyli nazywać go pesymistą, choć wolał określenie 'realista'. Zazwyczaj jego ciemne wizje się potwierdzały. Sięgnął po telefon,  by poinformować kolegę a Austrii o decyzji jego podopiecznego.

~*~
- Thomas, mógłbym cię o coś prosić ? - skoczkowie czekali na swoją kolejkę w przeznaczonym do tego domku. 
- O co chodzi ?
Morgensternowi udzielił się nastrój pozostałych i siedział jak na szpilkach w oczekiwaniu na swój skok. Był pewien, że przyjacielowi chodzi o jakąś drobnostkę.
- Dasz jej to po moim pogrzebie - wręczył mu kopertę. 
- Popierdoliło cię ?! - wrzasnął, przerywając grobową ciszę panującą w pomieszczeniu - O czym ty mówisz, stary ?! 
Cofnął dłoń kolegi i jeszcze raz pokręcił głową na znak degustacji. Według Schlierenzauera nie był to odpowiedni moment, żeby powiedzieć koledze z kadry prawdę, więc z rezygnacją odłożył białe zawiniątko na sąsiednie krzesełko.
 - Testament ? - zaśmiał się Kofler, który również nie znał powagi sytuacji - Jeśli jest tam coś dla mnie, z pewnością przekażę kopertę tej drobnej brunetce. 
- Dzięki Andreas - wysilił się na uśmiech. 
- A tak na poważnie... Do ciebie nie dochodzi,że prowadzisz ? Powtórzysz skok w drugiej serii i zostaniesz Mistrzem Olimpijskim. 
Czuł, że zbliża się ku końcowi. Co jakiś czas robiło mu się słabo, a w okolicach serca odczuwał co raz większy ból.W napięciu obserwował kolejnych zawodników lecących nad zeskokiem. Jego twarz przeszywały grymasy bólu, który stawał się nie do zniesienia. Może był szaleńcem, ale wcale nie żałował swojej decyzji. Dlaczego tak bardzo zależało mu, żeby Alex kontynuowała karierę ? Odpowiedź była banalnie prosta. Bał się, że sobie nie poradzi. Jeśli postawi sobie jakiś cel, z pewnością nie zrezygnuje z niego zbyt szybko na rzecz używek. Dwa miesiące, które zapowiadały się na najgorsze w jego życiu, okazały się najlepszymi. W końcu udało mu się doświadczyć prawdziwej miłości. To on miał jej pomóc za zleceniem trenera, wyszło zupełnie inaczej. Dzięki swojej obecności pomogła zapomnieć o wszystkich problemach. Tak bardzo po raz ostatni chciał ją przytulić. Błagał Boga o taką opcję, choć ze względu na stan wiedział, że to prawie niemożliwe. Kiedy przyszedł czas, zabrał narty i po chwili wyrósł przed nim zimowy krajobraz Soczi. Odepchnął się od belki. Czuł wiatr, który odsuwał od niego wszystkie problemy. Doskonale wyczuł próg, teraz pozostało mu tylko wyzwolić marzenia. Skocznia nie należała do największych, ale ten lot był jednym z najbardziej dłużących się w jego życiu. Wylądował na linii oznaczającej rozmiar skoczni. Wiedział, że mu się udało. W geście triumfu i przypływie euforii uniósł do góry dłonie zaciśnięte w pięści. Znów poczuł silne ukłucie. Tym razem ból okazał się zbyt silny...  Wszechogarniająca ciemność sprawiła, że runął na ziemię.
~*~
Gdy wylądował, była najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.  Gdy obok jego nazwiska pojawiła się jedynka uczucie szczęśliwości nasiliło się jeszcze bardziej, ponieważ wiedziała, że osiągnął swój cel. Później upadł... Przyklęknęła na śniegu, po czym wybuchnęła gromkim płaczem. Została okrążona przez cały team, zapewniający, że u Schlieriego wszystko w porządku. Twierdzili, że to tylko źle ułożona narta, za którą sędziowie nawet nie obniżą oceny. Zaniepokoili się, bo blondyn wcale się nie podnosił. Morgi i Kofler pobiegli zapytać o co chodzi. Ona nie musiała. Wiedziała, że nigdy nie będzie tak jak dawniej, że operacja wcale może nie pomóc. Nie biorąc pod uwagę dekoracji medalowej, cała kadra wsiadła do busa i ruszyła śladami karetki.

Znów wszystko dzieje się tak szybko... 14 grudnia epilog. Dlaczego wtedy ? Jest to dla mnie bardzo ważna data, ale o tym pod następnym wpisem :) 
Byle do świąt, bo ta szkoła powoli mnie wykańcza :< 
Pozdrawiam :* 
P.S.Dopiero dziś miałam okazję pooglądać film o Agacie Mróz. Jeśli jeszcze nie oglądałyście, gorąco polecam. Przeważnie nie wzruszam się przy filmach, ale ten był cudowny.

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 4. 'Cieszmy się chwilą.'


Od pamiętnego pocałunku minął ponad tydzień. Tydzień bez jakichkolwiek rozmów, wiadomości tekstowych, czy nawet wymiany spojrzeń. Próbowała porozmawiać z nim po treningu, ale opuścił szybciej obiekt jakby wyczuł jej intencje. Nie zawiodła się po raz pierwszy, ale miała nadzieję, że w końcu będzie inaczej, w końcu się uda. Dziewczynę nachodziły co raz większe wątpliwości, że kiedykolwiek będzie szczęśliwa. Śledziła poczynania skoczków podczas kwalifikacji. Choć nastawienie do Schlierenzauera diametralnie się zmieniło, miała nadzieję, że przynajmniej ujrzy go na ekranie. I to okazało się złudne. Nie chciała wypytywać ojczyma o powody nagłego opuszczenia zgrupowania podopiecznego. Brak blondyna i słaba dyspozycja ulubieńców sprawiła, że straciła chęć do dalszego oglądania. Zdjęła z wieszaka zimową kurtkę i już po chwili poczuła na swojej twarzy podmuch zimnego wiatru. Śnieg sypał niemal bez przerwy od dobrych kilku dni. Na dworze powoli zaczęło się ściemniać, a oświetlona skocznia była co raz bardziej widoczna. Kiedy znalazła się na miejscu, Juniorzy właśnie kończyli swój trening. Wymieniła parę słów z ich szkoleniowcem, po czym przysiadła na przemarzniętej trybunie. W tylnej kieszeni spodni, wyczuła obecność zapalniczki. Drżącą ręką sięgnęła po przedmiot i kilka razy obróciła go w dłoniach. „Jestem zbyt słaba” – powtarzała w myślach. Paliła drugiego papierosa, gdy w oddali dostrzegła czyjąś sylwetkę. Chciała pobyć w samotności, więc fakt, że mężczyzna szedł w jej kierunku nie był zadowalający. Znajomy głos sprowadził brunetkę do pionu. Niepewnie zwróciła wzrok w kierunku, z którego się wydobywał:
- Cześć, mogę się dosiąść ? – był skrępowany. Po raz pierwszy odkąd się poznali.
- Jasne – wskazała ręką wolne miejsce – Nie powinieneś być teraz na zgrupowaniu ?
- A ty nie powinnaś odstawić tych śmieci ? – skrzywiony odpowiedział pytaniem na pytanie.
Niedawno obiecała, że przestanie palić, ale uzależnienie okazało się silniejsze.  Skoczek był przekonany,  że jeśli Alex chce rzeczywiście wrócić na skocznię, musi najpierw zrezygnować z używek. Wysypał zawartość czarno-niebieskiej paczki, po czym zasypał ją śniegiem, czekając na reakcję rozmówczyni.
-  Dlaczego się o mnie martwisz ? Przecież nie jestem dla ciebie nikim ważnym. Jeśli zlecił ci to twój trener, możesz dać sobie spokój.
- Nigdy więcej tak nie mów. Uwierz, że chciałbym wszystko ci wyjaśnić. Niestety nie mogę…
Rzuciła ostatnie zawistne spojrzenie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Wolała, żeby w ogóle się nie pojawiał. Powoli pogodziła się z myślą, że ostatecznie go straciła, a on powiedział parę słów i od razu zburzył cały konspekt. Złość kumulowała się w niej co raz bardziej, ale to nie Schlieri był głównym powodem. Nie mogła sobie wybaczyć, że znów popełniła ten sam błąd. Znów się zakochała… Znów nieszczęśliwie. Miała już opuszczać obiekt, gdy usłyszała stłumiony krzyk. Głośno wciągnęła powietrze i odwróciła się na pięcie:
-Zaczekaj.. - położył na jej ramieniu dłoń, którą gwaltownie zepchnęła.
 Być może byl to najgorszy moment w całym jego życiu. Nie mógł przyrównywac go do tych błahych związanych z karierą, a nawet do chwili, gdy dowiedział się o chorobie. Zupełnie nie wiedział co zrobić, a głos uwiązł mu w gardle. Miał świadomość, ze niezależnie od tego co teraz powie, wszytko się zmieni. Nigdy nie będzie jak dawniej. Dziewczyna powoli zaczynała się niecierpliwić, więc stwierdził, że w końcu powinien się odezwać:
- No to o czym chcesz wiedzieć ? - zapytał 
- O wszystkim. Od początku do końca. Dlaczego w ogóle się mną zainteresowałeś ? Bo Alex wydał ci taki rozkaz ? A teraz tak szczerze - kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyłam ? - miała wątpliwości co do tego, czy skoczek w ogóle zrozumiał te kilka zdania, które wypowiedziała w szaleńczo szybkim tempie.
- Ty jeszcze masz czelność o to pytać ?! Jesteś aż taka niedomyślna ?! - krzyczał, by wyładować złość - Naprawdę nie rozumiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza ?
- Gdybym była to ostatni tydzień z pewnością wyglądałby inaczej. 
Właśnie wtedy odsunął od siebie ciemne myśli, które nieprzerwanie dręczyły go od kilku tygodni. Być może już dawno powinien o wszystkim powiedzieć, a decyzję pozostawić jej. Jeśli zechce, da sobie spokój. Jeśli nie, potowarzyszy mu do końca:
- Już wkrótce na długo się rozstaniemy... - nie chciał używać słowa 'wieczność'. 
- Sochi ? Przecież to żaden problem. Mogę jechać razem z całym teamem.
Jeszcze wtedy myślała, że właśnie to jest dla niego największą komplikacją. Od razu poczuła się lepiej, poprawił się również humor. Niestety tylko na kilkanaście sekund. Kiedy ona odetchnęła z ulgą, on na skraju załamania starał się dobrać odpowiednie słowa. 
- Jestem chory, niedługo się pożegnamy. Na zawsze. 
- Nie rozumiem, o czym ty mówisz ?! - w przypływie paniki podniosła głos. 
- W ostateczności mogą przeprowadzić operację, ale szansa na przeżycie wynosi tylko 2 %. Zdobędę dla ciebie medal, a później... - tutaj zawiesił głos. 
- Przepraszam... 
Wpadła w ramiona skoczka zachodząc się płaczem. Nie myślała nawet, by zapytać jaką postawiono mu diagnozę. Liczył się tylko moment. Ten i wszystkie następne, które dane im było przeżyć razem. Wewnętrzna złość na samą siebie, nie dawała dziewczynie spokoju. Jak mogła być aż taką egoistką ? Starała się nie myśleć o tym, jak niewiele czasu pozostało. Popatrzyła na twarz Schlierenzauera. Histeryzowała niczym małe dziecko, a on pozostał oazą spokoju. Nie dała rady odczytać jakichkolwiek uczuć. Trwali w uścisku kilka minut, chyba żadne z nich nie chciało przerywać błogiej chwili.W głowach tej dwójki krążyło wiele dziwnych myśli i pytań. 
- Obiecasz mi coś ? - Gregor przerwał milczenie. 
- Postaram się. 
- Rzucisz palenie, alkohol, zadbasz o siebie... I wrócisz na skocznię. Zrobisz to dla mnie ? 
- Nie wiem - nie kłamała. W głowie miała kompletną pustkę, nie zamierzała jak na razie snuć żadnych planów na przyszłość.
- Wierzę w ciebie, jesteś silna. Mamy jeszcze trochę czasu, ale mówię ci to na wypadek, gdybym jednak nie zdążył. 
- Cieszmy się chwilą.
Ich usta złączyły się w pocałunku, którego tym razem żadne z nich nie żałowało. 

~*~
Przepraszam... 
Za treść, długość, ogólnie wszystko.
Obiecałam sobie, że dokończę to opowiadanie. Pod koniec tygodnia dodam ostatni rozdział, później epilog. Dlaczego tak krótko ? Ten blog jakoś mi nie leży :/
Mam pomysł na coś nowego, w innych klimatach :D Jednak skoczków nie zabraknie na pewno. 

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 3. 'Bo życie to największy ze wszystkich cudów...'

Wigilia - najcudowniejszy dzień w roku. Podczas, gdy na dole panowała świąteczna gorączka, Alex siedziała sama w swoim pokoju. Do domu zjechała się cała rodzina, a ona chciała uniknąć kolejnych pytań o dalszy przebieg kariery. Ograniczyła się jedynie do posprzątania swojego lokum i odkurzenia drugiego piętra, co było nie lada wyzwaniem biorąc pod uwagę wielkość posiadłości. Chciała mieć już za sobą wszelkie powitania i uroczystą kolację. Nie mogła doczekać się spotkania ze Schlierenzauerem. Piosenkę, która właśnie wydobywała się z odtwarzacza, zagłuszył dźwięk telefonu:
- Hej Mała, jak świąteczne przygotowywania ? - chłopak zanadto wykorzystywał 15 centymetrów wzrostu i kilka lat, które ich dzieliło.
- Oni krzątają się na dole, ja siedzę u siebie - powiedziała jak gdyby byłoby to conajmniej oczywiste.
- Nie mów, że nie skusisz się nawet na ubieranie choinki ?
- Zrobili to, gdy jeszcze spałam - odpowiedziała zrezygnowana.
- Skoro u siebie nie masz nic do roboty, zawsze możesz pobawić się w strojenie drzewka u nas. Będę po ciebie za 10 minut.
Nie zdążyła zaprzeczyć,gdyż chłopak rozłączył się. Spodziewał się takiej reakcji, więc wolał nie prowadzić dalszej konwersacji. Doskonale wiedział, dlaczego brunetka nie chciała schodzić do rodziny. Przez ostanie spotkania, bardzo dużo się o niej dowiedział. Wciąż starał się utrzymywać stosunki czystko koleżeńskie, co z czasem stawało się co raz trudniejsze. Niestety tylko to wchodziło w grę. Rozkochanie jej w sobie, a później pozostawienie na pastwę losu byłoby najokropniejszą rzeczą, jaką mógł zrobić. Nie ukrywał żalu i rościł pretensje do Boga, że akurat w tym czasie poznał tak cudowną osobę. Zaparkował pod znajomą bramą. Pozostało mu tylko czekać na ruch furtki, który oznajmiłby przybycie dziewczyny. Kiedy ujrzał uśmiechniętą brunetkę, jego kąciki ust również podniosły się ku górze:
- Ładnie wyglądasz - oberwał po głowie, gdyż Alex uznała jego słowa za ironię. 
- Miałam tylko 10 minut - odburknęła. 
- No właśnie. A mimo to wyglądasz idealnie. Jak zwykle. 
Nie lubiła, gdy ktoś prawił jej komplementy. Może dlatego, że zazwyczaj nie wiedziała jak się  w takiej sytuacji zachować. Podziękowała i odwróciła się w stronę schowka udając, że czegoś szuka, by nie dostrzegł rumieńców, które pojawiły się na policzkach i wcale nie były spowodowane zimnem. Sięgnęła po pudełko z płytami i włożyła do odtwarzacza jedną z nich. Odkąd się poznali, wybieranie muzyki, które miała umilać czas w samochodzie była jej przywilejem. To głupie, ale właśnie teraz siedząc obok jakże bliskiego sercu kierowcy poczuła magię świąt. Może to jednak prawda, że jeśli nam na kimś zależy, czujemy podwójnie. Mijali przechodniów robiących ostatnie zakupy,  sklepowych nanoszących ostatnie poprawki na ozdoby dekorujące ich miejsca pracy, dzieci stojące przy prowizorycznej stajence odzwierciedlającej tę betlejemską, starsze panie wychodzące z kościoła. Wszyscy byli szczęśliwi. O dziwo, ona też. Każde z nich zagłębiło się w swoich myślach i podczas jazdy wymienili tylko kilka zdań. Wjechali w znajomą uliczkę i już po chwili wyrósł przed nimi dom Schlierenzauerów. Była tu tylko dwa razy, ale zdążyła doskonale poznać rodzinę skoczka. Gregor otworzył przed nią drzwi jak na dżentelmena przystało, a do jej nozdrzy dostał się wspaniały zapach wypieków pani Angeliki. Po krótkiej wymianie zdań, blondyn zabrał Alexandrę do salonu, gdzie czekało na nich świeżo ścięte drzewko. Obok znajdowała się masa pudełek zawierających ozdoby. Kiedy Schlieri zajmował się rozplątywaniem światełek, wybierała łańcuch, który kolorystycznie wpasowałby się w otoczenie. Problem rozwiązał się sam, gdy chłopak stwierdził, że choinka nie musi wyglądać ładnie i elegancko, ale emanować ciepłem i rodzinną atmosferą. Zawieszali co popadnie, czekając tylko aż drzewko zacznie uginać się od przepychu. Nie obyło się bez śmiechu, kilkunastu stłuczonych baniek i obwiązywaniu się łańcuchami. Szczęśliwi czasu nie liczą, a błoga chwila mogłaby trwać dla nich wiecznie, więc czynność, która zwykle była zakończona w ciągu godziny, przeciągnęła się do trzech. Oboje byli bardzo zadowoleni z efektu. Sprzątnęli bałagan i udali się na zasłużony odpoczynek. Siedzieli w fotelach, ogrzewając stopy przy kominku i popijając ciepłe kakao:
- Po kolacji zabiorę Cię w najbardziej magiczne miejsce na całym świecie - oznajmił z przymkniętymi powiekami, jakby zdołał przypomnieć sobie uczucia targające nim, gdy właśnie tam się znajdował. 
- Znów mnie porywasz ? - zapytała udając znudzenie. 
- Oczywiście, że tak. Przecież muszę się tobą nacieszyć.
- Racja... Przecież pojutrze wyjeżdżasz na zgrupowanie - posmutniała. 
- Taa - przytaknął bez przekonania.
Bo co miał innego zrobić ? Powiedzieć, że za jakiś czas rozstaną się na zawsze ? Że nie będzie to kolejna kilkudniowa rozłąka, ale wieczność ?

~ Wieczór. Po wigilijnej kolacji.~
Pozytywnie nakręcona przez wcześniejsze spotkanie ze Schlierenzaurem, była dla wszystkich miła i do każdego się uśmiechała. Po rozpakowaniu prezentów, śpiewaniu kolęd i kilku rozmowach, mogła wreszcie wrócić do swojego pokoju. Zdążyła zabrać tylko prezent, gdy dźwięk dzwonka oznajmił, że chłopak jest już na miejscu. Kiedy zbiegła po schodach, składał życzenia Pointnerowi. Kątem oka widziała miny starszych ciotek i to z jaką ekscytacją mówiły o gościu, który był rzekomym partnerem ich ukochanej Alex. Gdy nareszcie wyszli, mieli czas tylko dla siebie i obdarowali się drobnymi podarunkami. Blondyn nałożył dziewczynie przepaskę na oczy, gdyż wiedział jak dobrze zna drogę do obiektu, który był celem dzisiejszej przejażdżki. Zaparkował w swoim stałym miejscu, ujął towarzyszkę za rękę i powoli prowadził, tak żeby przypadkiem nie potknęła się, a co gorsza runęła w zaspy białego puchu, które otaczały wąską śnieżkę z każdej strony:
- Gdzie ty mnie prowadzisz ?! - najwyraźniej zabawa w ciuciubabkę powoli zaczynała jej się nudzić.
- A ufasz mi ? - zadał na pozór niewinne pytanie.
- W stu procentach - odpowiedziała natychmiast, po czym znów ruszyli do przodu. Po pokonaniu kilkudziesięciu schodków byli już na górze. Siedzieli na belce startowej, a on jednym ruchem dłoni, odsłonił jej widok na Innsbruck.
- O Boże... - tylko tyle zdołała powiedzieć. Była tu pierwszy raz od wypadku. Wiatr smagał jej policzki, gdy ta wtulała się w silne ramiona Gregora. Chciał pomóc w powrocie do skoków. Gdyby jednak nie zdążył, chciał przynajmniej mieć w tym swój udział. Pierwszym elementem było właśnie pokonanie lęku. 
- Wspaniale, prawda ? - rozkoszował się zimowym krajobrazem, choć widział go za każdym razem, gdy tu zasiadał. 
Potrząsnęła głową. Mogła tu siedzieć całą noc, a doskwierające zimno byłoby dla niej obojętne. Z dwóch powodów. Pierwszym był zdecydowanie mężczyzna siedzący obok niej. Drugim wszystko wokół. Nigdy wcześniej nie myślała nad tym, że wszystko tak diametralnie może się zmienić. Dostrzegła piękno bez narkotyków, dobrze bawiła się bez alkoholu i nie paliła papierosów, po które zazwyczaj sięgała w sytuacjach stresowych. Może dlatego, że właśnie takich brakowało. Życie jest piękne, wystarczy niczego nie utrudniać. Jedyną rzeczą, jakiej brakowało jej do pełni szczęścia były skoki.
- Zazdroszczę ci... - popatrzyła na skoczka. Nie była do końca świadoma swoich słów. Przecież nie znała jego największej i najbardziej bolesne tajemnicy. 
- Nie ma czego - powiedział, wpatrując się w jakiś martwy punkt położony w oddali.
- Choćby tego, że masz to szczęście i możesz skakać. 
- Największym ze wszystkich cudów jest życie, a skoki są tylko częścią. Uwierz, gdybym mógł cokolwiek zmienić, zrezygnowałbym. Byleby pozostać tu dłużej z tobą...
- Ale o czym ty mówisz ?
 Być może chciał uniknąć odpowiedzi na niekomfortowe pytanie...Albo po prostu zrobił to, czego pragnął od dobrych kilku tygodni. W chwili zetknięcia się ust, wiedział już, że popełnił największy błąd. 


~*~
Zdecydowanie za słodko, aż za bardzo... Ale tak musi być :/ Mam nadzieję, że jeszcze jakoś przebolejecie następny rozdział, a w piątym (ostatnim) wszystko diametralnie się zmieni ;)
Motyw Wigilii wziął się stąd, że pewnie jak większość z was nie mogę już doczekać się świąt. Choinka na zdjęciu jest taka trochę 'bajkowa', ale za to nastrojowa.
Dzisiaj w końcu skoki *_*
SEZONIE 13/14, NADCHODĘĘĘĘĘĘĘ ! <3



niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 2. Po prostu bądź. Na zawsze.

Stanął przed drzwiami i uniósł dłoń ku górze, by nacisnąć na dzwonek. Jednak coś sprawiło, że w ostatniej chwili ją cofnął. A co jeśli nie wytrzyma i powie o wszystkim trenerowi ? Musiał zachowywać pozory, być tym samym Gregorem. Rezolutnym, ambitnym, dążącym do celu, a co najważniejsze... Niewiedzącym, że w przeciągu dwóch miesięcy pożegna się ze światem. Szkoleniowiec miał dla niego coś w rodzaju misji, a ciekawość z czasem się zwiększała. Wciągnął głośno powietrze i zrobił to, na co nie miał odwagi przez ostatnie kilka minut. W przedpokoju zaświecono światło, po czym usłyszał dźwięk przekręcanych kluczy. Lustrował wzrokiem drobną istotę, którą przeszywał dreszcz spowodowany zimnym powietrzem dobiegającym z zewnątrz. Powinien się odezwać, ale coś go 'zablokowało'. Ciemne oczy brunetki, badawczo mu się przyglądały. Była ładna, nawet bardzo. Jednak na pierwszy rzut oka stwierdził, że coś ją martwi. Brak uśmiechu nie był główną podstawą podejrzeń. On to po prostu czuł. Była przygnębiona, zupełnie tak jak sam skoczek:
Zgodnie z zasadami dobrego wychowania, wpuściła gościa do środka. Czekała ze zniecierpliwieniem, aż ten zdejmie kurtkę. Skoro on milczał, stwierdziła, że też nie musi się odzywać. Kilka lat wcześniej na pewno skakałaby z radości. W końcu spotkanie idola to niecodzienna sytuacja. Wieszała na ścianie zdjęcia chłopaka, a na zawodach śledziła go razem z koleżankami. Na wspomnienie tamtych lat, jej twarz rozjaśnił uśmiech. Tęskniła za czasami, gdy odliczała dni do treningów, niczym się nie martwiła, nie znała smaku alkoholu i papierosów, a jedynym problemem była nauka. Schlierenzauer był zajęty rozmową z nowym partnerem jej matki, więc mogła bez problemu bliżej mu się przyjrzeć. Na pewno nie stracił uroku osobistego, choć teraz, gdy miała go na wyciągnięcie ręki, wydawał się mniej atrakcyjny. A może dlatego, że wydawał jej się doroślejszy ? Na pewno nie był tym samym chłopakiem, obrażonym na cały świat po nieudanym skoku. Może był chamski i arogancki, ale ignorowała wady. Chwila, kim ona jest, żeby go oceniać ? No właśnie, nikim. Odludkiem, który zaprzepaszczał wszystkie pojawiające się szanse. Niszczącym wszystko napotkane na swojej drodze. Gdy ten stawał na kolejnych podium, zatracała się w świecie zakrapianych alkoholem imprez. Gdy trenował, leżała wpatrując się w pustą ścianę poddając się depresji, która wykańczała bardziej niż wszystkie używki razem wzięte. Nienawidziła siebie. Za to, że wtedy nie posłuchała. Za to, że teraz boi się powrotu do czegoś, co kiedyś było sensem życia.
Pointner podreptał w stronę kuchni, zostawiając młodych w swoim towarzystwie. 
- Gregor - wyciągnął dłoń w jej kierunku. 
- To chyba trochę niezręczne. Przedstawiać się komuś, kto doskonale zna cię ze skoczni. Alexandra. 
- Może troszkę - wciąż był spięty - ty też kiedyś skakałaś, prawda ?
Trzask, prask i po wszystkim. Trafił w czuły punkt, o którym nigdy nie wolno było wspominać w domu. Zresztą ta sama sytuacja dotyczyła śmierci ojca. Rodzicielka wolała unikać trudniejszych tematów, a i jej córce było to na rękę. 
Potrząsnęła głową i opuściła pomieszczenie, by uniknąć dalszych pytań. Skierowała kroki  w kierunku schodów.Straciła apetyt, wolała posiedzieć w samotności. Wyciągnęła z torby paczkę papierosów, po czym nacisnęła na klamkę balkonowych drzwi. Fala zimna ogarnęła jej ciało, więc automatycznie skrzyżowała dłonie na piersiach. Oparła się o balustradę, by popatrzeć na niknącą w oddali skocznię. Innsbruck Bergisel - jedna z ulubionych, a zarazem przyprawiająca o ból. Przymknęła powieki i zaciągnęła się dymem. Oddała się wspomnieniom. Co raz trudniej było jej wyobrazić sobie jak odpycha się od belki, czy wybija się z progu. Mimo to, tamten dzień pamiętała z najbardziej szczegółowymi elementami. 

Jadąc windą dostała sms-a od trenera. Zwykła wiadomość tekstowa, a tak wiele zmieniła. Nie chciała czytać dalszej treści. Jedno zdanie wystarczyło, by wszystko obróciło się o 360 stopni. "Twój tata miał poważny wypadek..." Z początku nie godziła się z tą myślą. Miała nadzieję, że to jakaś pomyła, choć intuicja podpowiadała zupełnie co innego. Teraz powinna popaść w panikę, a a twarz wciąż przedstawiała oazę spokoju. Nie wiedziała co się stało, nie chciała wiedzieć. Prosiła w myślach Boga, by była to tylko stłuczka samochodowa. Obiecała, że odda dziś dobry skok. Nie mogła teraz zjechać z powrotem na dół. 
Kiedy czekała na swoją kolej, emocje kumulujące się w środku nie chciały dać jej spokoju. Tuż przed skokiem dziewczyny stwierdzono, że warunki są zbyt niebezpieczne. Dostała sygnał, że powinna zejść z belki. Najprawdopodobniej wtedy, podjęła najgorszą dotychczasową decyzję. Musiała oddać ten skok. Dla niego. Był na każdych zawodach, ale na te nie zdążył. Miał przyjechać dopiero na drugą serię. 
Sunęła po rozbiegu... Ludzie obserwujący pomiary wiatrowe, na chwilę przestali oddychać. Nagle z lewej strony poczuła silny podmuch. Nie mogła zapanować nad nartami. Bum. Ogromny ból. Ciemność. Później coś, o czym nikomu nie powiedziała. Instynktownie przymknęła powieki, gdy poraziło ją światło. Długi korytarz, na końcu którego stał tata. Czuła, że to ostatnia okazja do rozmowy. Chciała do niego podbiec, była już blisko, na wyciągnięcie ręki. Otworzył usta, z których wypłynął kojący głos. Ten sam, który zawsze czytał bajki na dobranoc, pocieszał. 'Spełniaj marzenia, skarbie.' Wszystko zniknęło. Znów leżała na białym puchu, a wokół niej krążyli ubrani na czerwono mężczyźni. 

Jeszcze nie wiedziała, że tą samą historię usłyszała przed chwilą najbardziej niepożądana osoba. Zmarznięta na kość miała wracać do pomieszczenia, gdy stanął w drzwiach. Schlierenzauer był kimś, kogo spodziewała się tu jako ostatniego. Bez słów cofnęła się w tył, a Austriak podszedł bliżej. Teraz był pewien, że skoki to nie jedyna rzecz, która ich łączy. Zresztą sama jej obecność, spojrzenie sprawiało, że czuł się niewytłumaczalnie lepiej. Zakochał się ? Chyba nie. Po prostu czuł, że siedemnastolatka sama nie da sobie rady:
- Pomogę ci wrócić... - wyszeptał tuż nad jej uchem. 
Nagle się rozkleiła. Łzy spływające po policzkach, co raz bardziej rozmazywały makijaż. Ku zaskoczeniu blondyna, wtuliła się w jego silne ramiona. Choć był nieznajomym, zupełnie obcą osobą zaufała mu bardziej niż tym z bliskiego otoczenia.
- A ja ? Co powinnam zrobić w zamian ? 
- Po prostu bądź.
- Już na zawsze ? 
- Na zawsze. 
Dwa słowa mające zupełnie inne znaczenie dla dwojga podobnych osób. Dla niej 'na wieczność', dla niego 'na te dwa ostatnie miesiące'. 

~*~
Wróciłam... 
Chyba pozostaje mi tylko przeprosić za tak długą, nieodpowiedzialną nieobecność.
W gruncie rzeczy, za to powyżej też. 
Po prostu dopadł mnie nagły przypływ weny. 
Właśnie za sprawą piosenki, którą teraz słyszycie w tle. 
Niby stara, znana, banalna... Ale zawiera cudowny przekaz. 
Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą pojawiać się tu dosyć regularnie. 
Przez ten czas zupełnie straciłam kontakt z blogowym światem. Jeśli chcecie, zostawcie linki do swoich opowiadań w komentarzu. Wszystko nadrobię ;)
 

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 1. Czyli wstęp do obydwu historii.

Po kilkugodzinnej podróży czarna toyota zaparkowała pod posiadłością przy ulicy Brenner Strabe, bo domem raczej nie można było tego nazwać. Alex domyślała się, że z okien wychodzących na północ widać góry. Ten fakt nie był zbytnio interesujący, nawet nie zawracała sobie tym głowy. Nie była przecież typową nastolatką marzącą o szerokim parapecie, z którego mogłaby obserwować cudowne widoki. Wręcz przeciwnie. Najchętniej zamurowałaby wszelkie okiennice, by promienie słoneczne nie wdzierały się nieproszone do jej pokoju. Przez większość drogi dużo rozmyślała o swoim życiu, co należało do rzadkości. Rozważała nawet porzucenie narkotyków zanim ostatecznie się uzależni. Po co właściwie to robiła ? Chciała zrobić na złość Kati ? Szybko odpędziła od siebie szare myśli, a do pionu sprowadził ją głos matki: 
- Jesteśmy na miejscu - wyrecytowała podekscytowana. 
- Zauważyłam - mruknęła, a rodzicielka z degustacją pokręciła głową. 
Przy bramie pojawił się doskonale znany jej mężczyzna. Trener kadry austriackiej, który pojawiał się na ekranie telewizora podczas każdego konkursu skoków narciarskich. To właśnie tam funkcję psychologa miała pełnić jej mama... Według córki nie nadawała się za grosz do tego zawodu. Nie potrafiła dogadać się z własną rodziną, a co dopiero z obcymi skoczkami. Czuła się tu nieswojo. Ludzie, z którymi mieszkała pod jednym dachem, byli związani ze sportem, do którego mimo wszystko nie mogła wrócić. Gdyby nie jej upór, skok nieprzemyślany do granic możliwości, może do tej pory nie znałaby smaku alkoholu i innych używek, odnosiłaby sukcesy, które tak wiele osób uznawało za niedalelą przyszłość. Starzy dłuższy czas przyglądali się dziewczynie, więc stwierdziła, że powinna wyjść z samochodu.
 - Witaj - wbrew pozorom Pointner sprawiał wrażenie miłego człowieka. Mimo wszystko nie zamierzała odpłacać się tym samym.
 - Możemy już wejść do domu, bo trochę tu zimno - rzuciła oschłym głosem. 
Alexander był pewien, że córka wybranki jego serca jest 'trochę' młodsza i pokusił się o urządzenie pokoju
- Co to jest ?! - Wrzask dochodzący z piętra był dla niego uzasadniony. 
Kiedy otworzyła drzwi, zakręciło jej się w głowie od nadmiaru różowego. Ba, kolor doprowadzał dziewczynę do nudności. Być może byłoby trochę lepiej, gdyby nie kucyki pony wiszące nad łóżkiem i znajdujące się w różnych częściach pomieszczenia. W życiu nie zaprosi tu znajomych. Jeśli w ogóle ich znajdzie. Zapaliła papierosa nawet nie przejmując się tym, że dorośli mogliby wyczuć charakterystyczny zapach. Rozpakowywała się, unikając obrzydliwej barwy. Z czasem stawało się to coraz trudniejsze, więc uciekła się do innych środków. Kiedy chowała obraz pod stertą ubrań nie sądziła, że znajdzie się tu dla niego miejsce. Z samego spodu walizki wyciągnęła zdjęcie Vogtland-Areny, oprawionej w antyramę. Lubiła porządek, a odzież porozrzucana na wszystkie strony powoli działała jej na nerwy, więc wzięła się za rozpakowywanie i składanie reszty przedmiotów. Musiała przeglądnąć wszystko po kolei, więc zajęcie trochę się przeciągało. Starannie ukryła woreczki z białym proszkiem i sięgnęła po album wystający z bocznej kieszeni. Strona tytułowa wykonana dosyć skromnie z białego materiału odznaczała się jedynie białym płatkiem śniegu wyszytym na samym środku. Później kolejne fotografie i daty z co raz wyższej rangi konkursów.  Ta ostatnia... 17 grudnia 2011 r., która niesie za sobą tyle wspomnień.... 
- Alex, na kolacji będziemy mieć gościa. Bądź miła - mama uchyliła drzwi do pokoju i sama nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Jasne... 

~Gregor
Zmierzał do szpitala w zawrotnym tempie z nadzieją, że po drodze nie natknie się na policjantów. Nie poświęcał uwagi zbulwersowanym kierowcom naciskającym na klakson, gdy po raz kolejny próbował wyprzedzać 'na trzeciego'. Zachowywał się egoistycznie, choć w tej chwili baczył tylko na swoje zdrowie, które było zagrożone. Pokonał trasę w niecałe piętnaście minut, co stało się chyba nowym rekordem. Zdenerwowany brakiem wolnych miejsc na parkingu, nieumyślnie zaparkował  auto przed czyjąś posiadłością, blokując wyjazd. Spojrzał na budynek, w którym miał dowiedzieć się prawdy. Nie bywał tu w przeciągu całego życia, ile podczas ostatnich miesięcy. Zasłabnięcie, później kolejne... Wciąż nie potrafili znaleźć dolegliwości, na którą cierpiał. Badania wprowadzały jeszcze większe niejasności i burzyły konspekt stworzony przez medyków. Szpitale, ośrodki zdrowia, kliniki, a nawet apteki kojarzyły mu się bardzo źle, a co za tym szło - nienawidził ich odwiedzać, przez co zaniedbywał zdrowie. Otworzył szklane drzwi i poczuł okropny zapach, którego również nie darzył sympatią. Wzdrygnął się, gdy charakterystyczna woń doszła do jego nozdrzy. Dokładnie przestudiował tablicę z rozpisem sal i ruszył w kierunku windy, którą wezwał naciskając parę razy na przycisk. Była pusta, więc wszedł do niej bez wahania i wyszukał okrągłego kółeczka z wygrawerowaną trójką. Kiedy mijał wszystkich chorych, ludzi na wózkach, dzieci pozbawione włosów przez chemię, po raz kolejny stwierdził, że nienawidzi szpitalnych placówek. Współczuł im, a myśl, że wkrótce sam może wzbudzać podobne uczucia, na pewno nie wpłynęła pozytywnie na jego przygnębiający nastrój. Bez żadnych trudności odnalazł gabinet Wernera, z którym odbywał ostatnio większość rozmów telefonicznych. Delikatnie uderzył pięścią w niedawno wymieniane drzwi, a gdy usłyszał znajomy głos, natychmiast nacisnął na klamkę. Za biurkiem siedział siwiejący mężczyzna, na oko przed pięćdziesiątką. Lekko zgarbiony, ubrany w biały fartuch pokazał dłonią miejsce na przeciwko siebie:
- Obyło się bez mandatu, panie Schlierenzauer ? - puścił do niego przyjazne oczko. 
- Byłem w okolicy - skłamał - A po za tym, pan chciał spotkać się jak najszybciej. 
Medyk popatrzył z powątpiewaniem na tłumaczącego się pacjenta, ale nie był tu od tego, by prawić mu morały na temat szybkiej jazdy. Polubił tego chłopaka, choć znał go dopiero od kilku tygodni. To utrudniało mu przekazanie jakże smutnej informacji, której jak najszybciej chciał się pozbyć. Ciążyła na nim od kilku godzin, od pierwszego rzutu oka na wyniki. W pomieszczeniu panowała krępująca cisza, podczas której wymieniali się spojrzeniami. W końcu Anthony sięgnął do szuflady po kartkę, na której wypisany drobnymi znaczkami, znajdował się wyrok skoczka. Westchnął głęboko i znów zebrał się na odwagę, by na niego popatrzeć.  
- Przejdźmy do sedna sprawy... Wyniki mówią same za siebie, zresztą niech pan spojrzy - wręczył mu kartkę, w którą Schlieri wpatrywał się z tępą miną. Dziwił się, że w ogóle ktoś potrafi odczytać litery, które przypominały mu hieroglify. 
- Cierpi pan na bardzo rzadką chorobę serca. Operacja jest zbyt ryzykowna, gdyż szanse na przeżycie wynoszą tylko 2 %. Podejmiemy się jej dopiero w ostateczności, kiedy... - zamilkł. 
- ... Kiedy mój czas zacznie dobiegać końca ? - wpatrywał się w przestrzeń.
- Dajemy panu trzy miesiące, później wszystko rozwiąże się za sprawą zabiegu albo... - po raz kolejny zawiesił głos - A pańska kariera powinna zostać jak najszybciej zakończona:
- Nie - zareagował stanowczo, po czym wstał i opuścił gabinet.
Miał być silny. Miał... Zagryzał wargę, a kolejne łzy spływały po policzku. Bał się... Chyba pierwszy raz w życiu był tak naprawdę przerażony. Jednak to nie śmierć była powodem... Bał się nagle zrezygnować z wszystkiego, co stanowiło dla niego sens życia. Bał się tych wszystkich współczujących spojrzeń posyłanych w kierunku jego osoby. Bał się, że to koniec marzeń o medalu olimpijskim. Gdy w końcu uwolnił twarz z uścisku dłoni, zauważył, że nie jest sam. Obok niego stała blada, pozbawiona włosów jedenastoletnia dziewczynka. Trzymała w dłoni stojak u góry, którego wisiały dwie kroplówki:
- Dlaczego płaczesz ? -zapytała zupełnie bezinteresownie. 
- Może dlatego, że zostały mi tylko trzy miesiące ? - znów na nią popatrzył. Wiedział, że jest chora, ale mimo to nie załamywała się. Ciepły uśmiech dziecka, koił wszelkie zmartwienia. 
- A ja mam białaczkę - powiedziała prosto z mostu - Moi rodzice usłyszeli dokładnie te same słowa cztery miesiące temu. Ale widzisz ? Nadal żyję, muszę walczyć. Wiem, że to wkrótce się skończy, ale chcę wykorzystać to, że Bóg dał mi jeszcze trochę czasu. 
Odeszła w kierunku mamy, która badawczo przyglądała się rozmówcy córki. Czy to możliwe, żeby ta mała, drobna istotka była dla niego autorytetem ? Najwyraźniej tak. Wiedział, co zrobi. Nikomu o niczym nie powie, a te ostatnie miesiące wykorzysta najlepiej jak tylko będzie mógł... Nie zostawi sportu, zdobędzie medal olimpijski. Dla siebie, kibiców, rodziny, trenera. Dla wszystkich. 


~*~
Początkowo nie miałam pomysłu na Gregora, a jego część miała być naprawdę krótka. :)
Ale wyszło, jak wyszło... Mam nadzieję, że nie najgorzej.
Na opowiadanie-nartami-pisane   nowy rozdział pod koniec następnego tygodnia ;d
Nie chcę do szkoły :c
Pozdrawiam ! <3
Czytasz = Komentuj.

czwartek, 22 sierpnia 2013

~Prolog. Czyli co łączy obydwu bohaterów.

 ~Alexandra 
Ogromna skocznia w Klingenthal jak zwykle oczarowała ją swoim wyglądem. Miała wyjść kilkanaście minut temu jednak jakaś dziwna siła nie pozwoliła jej opuścić obiektu. Obserwowała płatki śniegu opadające na bulę. Myśl, że opuszczała to magiczne miejsce doprowadziła do łez spływających po jej bladym policzku. Kto by pomyślał ? Ona - twarda jak skała, niewrażliwa na wszelkie zło świata, rozbeczała się. Szybko otarła je rękawem, nie chciała, żeby ktokolwiek był tego świadkiem. Wolała nie niszczyć opinii wykreowanej przez znajomych. Trening Juniorów powoli dobiegał końca. Doskonale pamiętała jak ona sama zaczynała tę wspaniałą przygodę, która tak szybko dobiegła końca. Po śmierci ojca, tylko ten sport utrzymywał Alex przy życiu. Później nadarzył się wypadek, przez który nigdy więcej nie zasiadła na belce startowej. Zaczęły się imprezy zakrapiane alkoholem, pełne dilerów. Matka nie miała na dziewczynę wpływu, a ta wpadła w złe towarzystwo i co raz bardziej zatracała się w świecie chuligaństwa. Twierdzi, że właśnie przez to muszą wyjechać, a mężczyzna poznany w Austrii, ani praca nie mają nic do rzeczy. Jednak Alexandra wiedziała swoje. Nienawidziła ich dwoje, choć Austriaka nie zdążyła jeszcze poznać, a na to najmniejszej ochoty nie miała. Włożyła do ust papierosa, a starsza pani stojąca w oknie popatrzyła ze zgorszeniem. No tak... Osiedlowy monitoring. Najchętniej pokazałaby jej środkowego palca, ale staruszka pewnie i tak nie ogarnęłaby o co chodzi. Skręciła w boczną, opustoszałą uliczkę, gdzie znajdował się cel jej drogi. Skrzywiła się na widok poobdzieranych drzwi i z niesmakiem dwa razy uderzyła w nie pięścią. Usłyszała skrzekliwy głos dostawcy, po czym nacisnęła na klamkę. Smród, brud i ubóstwo - trzy słowa doskonale uosabiające wnętrze mieszkania. 
- Przyszłam po towar - powiedziała głosem jakby było to co najmniej oczywiste. 
- Jest tutaj - chłopak, podał jej trzy woreczki wypełnione białym proszkiem. 
 - Dzięki - uśmiechnęła się - To do zobaczenia.
 - Kiedy wracasz ? 
- Już za dwa miesiące będę pełnoletnia, więc wrócę na stare śmieci. Zrobimy lepszą imprezę niż w 'Project X'.
 - Trzymam za słowo. 
Wyszła i odetchnęła świeżym powietrzem, które w porównaniu do tego z pomieszczenia, miało wspaniały zapach. Założyła kaptur i ruszyła w kierunku domu.



~Gregor
 Tylko on i ukochana skocznia - Bergisel. Tym razem nie miał na sobie nart, kombinezonu, kasku i reszty sprzętu. Siedział na belce startowej, podziwiając rozpościerające się przed nim widoki. Nie mógł żyć z myślą, że może wszystko stracić i już nigdy tu nie zasiąść. Był uzależniony od adrenaliny związanej ze skokami, zakochał się w tym pięknym sporcie i starał się wnosić do niego wszystko, co najlepsze. Mimo presji spowodowanej przez nadgorliwych kibiców, nie przestawał czerpać radości z samego skakania. Nagrody, czy miejsca na podium były tylko bonusem. Sam rekord Nykena nie był w zeszłym sezonie priorytetem. Kiedyś był nikim, później zaczął wygrywać, a teraz cały austriacki naród skanduje jego nazwisko podczas zawodów. Osiągnął już tak wiele, a wcale tego jakoś szczególnie nie odczuwał. Niezależnie od prestiżu, każdy skok był przepełniony magią - nawet ten treningowy. Może kariera przysłoniła mu inne ważne wartości, ale teraz nie chciał zawracać sobie tym głowy. Myślał tylko o pozytywach. Kto wie ? Być może, gdyby nie wujek, który jako pierwszy zaprowadził go w to miejsce siedziałby teraz pod monopolowym z puszką piwa w ręku jak większość kolegów z roku. To z jego inicjatywy zaczął startować w konkursach niższej rangi, aż doszło do Pucharu Świata. Nie mógł doczekać się inauguracji sezonu zimowego, która miała odbyć się już za tydzień. Za cel postawił sobie złoty medal olimpijski i zamierzał do niego dążyć. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu wibrującego w kieszeni. Kiedy dostrzegł na wyświetlaczu nazwisko lekarza, skierował palec w stronę zielonej słuchawki.
- Witam, czy coś wiadomo ? - udawał spokojnego, choć w środku panicznie się bał.
- Tak - markotny głos mężczyzny nie zwiastował niczego dobrego - Chciałbym jak najszybciej się z panem spotkać. 
- Czyli nie ma pan dobrych wieści? - zapytał zrezygnowany. 
- Niekoniecznie.
- Będę za 10 minut - po chwili biegł już w kierunku samochodu.

~*~ 
Prolog miał być zupełnie inny, bo w postaci snu obu bohaterów.
Ostatecznie zmieniłam zdanie i jest ten.
Nie podoba mi się, bo na początku nie przewidywałam, że go dodam.
Miał być po prostu pierwszy rozdział. :)
Nowy pod koniec tygodnia, ew. początkiem następnego.
Nowy na http://opowiadanie-nartami-pisane.blogspot.com/ już wieczorem :*
Pozdrawiam !
Czytasz = Komentuj.